fot. Paulina Wasiluk

Pamięć miejsca – o czym szepczą ściany domu

Leśniczówka w Świnorojach, dzisiejszy Dworek Rousseau, to budynek niezwykły, jeden z najstarszych w Puszczy zachowanych drewnianych domów tej wielkości, więc wiele miałby zapewne do opowiedzenia.

Świnoroje, dawna wieś osoczników, strzegących granic Puszczy Białowieskiej, ma zdecydowanie puszczański charakter – las jest tu wszechobecny, szlaki turystyczne zaczynają tuż przed Dworkiem. Sama wieś to kilka domków, parking leśny z miejscem ogniskowym i cmentarz wojenny – 9 mogił, obelisk z kamienia z tablicą pamiątkową z napisem: „Tu spoczywa 11-tu jeńców rosyjskich zmarłych w niemieckim obozie jenieckim w Świnorojach w okresie I wojny światowej”.

Dom budowany był pod nadzorem pierwszego mieszkańca, Jana Wacława Dankiewicza (18981940), warszawiaka od pokoleń, leśnika z zamiłowania. Od 1926 był nadleśniczym Nadlesnictwa Hajnówka, a od 1927 w Nadleśnictwa Narewka – i zamieszkał w Świnoryjach – jak wówczas nazywały się dzisiejsze Świnoroje (Świadczy o tym zapis w spisie właścicieli ziemskich i towarzystw włościańskich z 1890 roku). Jego córka, pani Hanna Szeremeta Węgrzecka wspomina, że z powodu dużej populacji dzików w okolicy wynajmowało się chłopów, którzy całymi nocami palili ogniska i czuwali przy uprawach.

Jan Dankiewicz przeprowadził się do Puszczy z żoną, Stanisławą z Puławskich. Pochodząca z rodziny inteligenckiej Stanisława (jej mama studiowała w Paryżu na Sorbonie socjologię), nie odnajdywała się w dzikiej Puszczy, tęskniła za Warszawą. W Świnoryjach Dankiewiczowie zbudowali piękny dom (z ozdobnymi piecami kaflowymi i kryształowymi żyrandolami), kryty gontem, z olbrzymim owalnym klombem przed wejściem – idealnym do nawracania bryczką – z dwoma służbówkami i wędzarnią na strychu. W służbówkach mieszkała Sońka z Bołtryk (wsi dziś już nieistniejącej, zalanej podczas budowy Zalewu Siemianówka), oraz Aleksander, koniuszy, odpowiedzialny też za ogród. Jeszcze przed wojną pan Dankiewicz został inspektorem Dyrekcji Lasów Państwowych w Wilnie i wyjechał ze Świnorojów. Brał udział w wojnie obronnej 1939 r., był ciężko ranny. Dostał się do niewoli sowieckiej, uwięziony w specjalnym obozie jenieckim NKWD w Starobielsku. Zamordowany w siedzibie charkowskiego Zarządu NKWD, spoczywa na Cmentarzu Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie na Piatichatkach. Jego córka, Hanna trafiła do Warszawy, gdzie walczyła w powstaniu jako sanitariuszka o pseudonimie „Zosia”, po upadku powstania trafiła do obozu w Oberlangen.

 

Takie były początki – dalszych mieszkańców leśniczówki spróbowaliśmy „wpisać” symbolicznie w dąb, drzewo które bardzo nam się ze Świnorojami kojarzy. Jest to dopiero szkic historii domu, dużo jest w niej niewiadomych, za mało mamy jeszcze barwnych opowieści – wdzięczni będziemy za wszelkie zdjęcia, informacje, anegdoty!

Dlaczego byłą leśniczówkę nazwaliśmy Dworkiem Rousseau? Uwiódł nas pomysł, że jako polsko-szwajcarska para jesteśmy coś winni filozofowi: skoro Szwajcarzy wypędzili go za rewolucyjne poglądy, polski warchoł oszukał go i zniweczył marzenia o zaszyciu się w puszczańskich ostępach, postanowiliśmy podarować Rousseau dom w Puszczy.

Wiadomo, że słynny Jan Jakub Rousseau, uproszony przez Wielhorskiego, napisał około 1770 roku projekt do ustawy rządowej dla Polski. W tym celu nauczył się historii narodu naszego, przyłożył się do poznania obyczajów jego i praw, a w ciągu tej pracy powziął najprzychylniejsze mniemanie o Polakach i dał się z tym słyszeć, że między nimi prędzej by rad żyć aniżeli w zepsutym Paryżu. Słysząc o tym Antoni Tyzenhauz, podskarbi nadworny litewski, podczas pobytu swego w stolicy francuskiej w 1778 roku, powziął myśl namówienia filozofa genewskiego do przeniesienia się do Polski. Wiedząc zaś o jego nienawiści do towarzystwa i o zamiłowaniu w życiu samotnym, postanowił mu ofiarować na przyszły pobyt lasy białowieskie, miejsce najodludniejsze zapewne w całej Europie.

Obowiązywał się wybudować dom, podług podanego od filozofa planu, zapewniał wszelkie wygody życia, usługę, pojazd do przejażdżek, a przy tym nie wkładał nań żadnych obowiązków ani zatrudnień.

Znajomy w literaturze naszej ksiądz Xawery Bohusz, prałat katedry wileńskiej, znajdujący się w Paryżu przy osobie Tyzenhauza, użyty był do tej negocjacji. Podobało się to zrazu odludkowi paryskiemu, już zdawał się chętnie przystawać na przedłożenia Bohusza, gdy jedno niespodziewane zdarzenie popsuło wszystkie zabiegi i namowy Tyzenhauza. Zjawił się w Paryżu na nieszczęście rodaków znany awanturnik Wiażewicz, który zarobiwszy spekulacją na dziwactwach Rousseau, zawarł z nim znajomość, podszedł udanym nieszczęściem i haniebnie oszukał. Oburzony Rousseau zdradzoną ufnością, rozgniewał się i na Polaków, a zaniechawszy zupełnie zamiaru zamieszkania w Puszczy Białowieskiej przeniósł się do Ermenonville pod Paryżem, gdzie mu przyjaźń oferowała przytułek.

(Baliński, Starożytna Polska)